Wieści z Innsbrucku

Poniżej okraszona zdjęciami relacja Michała Szyplińskiego z jego zmagań w zakończonych właśnie zawodów World Maters Games w austiackim Innsbrucku. Życzymy przyjemnej lektury.

Zdegustowani brakiem zimy w Polsce, wybraliśmy się z Mateuszem Chromcem (który po jednym starcie w zeszłym sezonie w Falenicy rozsmakował się w orientacji) na mistrzostwa świata mastersów rozgrywane w ramach Winter World Masters Games w Innsbrucku. Robiliśmy relację z tej imprezy do Magazynu NTN Snow & More i postanowiliśmy oprócz narciarstwa alpejskiego spróbować też narciarskiego biegu na orientację.

Czytając relacje Karoliny Pacek z mistrzostw Polski wiedziałem, że należy się spodziewać czegoś innego niż w naszym mazowieckim pucharze, ale rzeczywistość przekroczyła wszelkie moje wyobrażenia. Wąskie ścieżki na podbiegach, karkołomne zjazdy, a do tego niewielka pokrywa śniegu, która sprawiała, że na trasie znajdowała się mieszanka zlodzonego śniegu, kamieni, korzeni i bryłek ziemi (narty płakały).

Zawody rozgrywane były w Seefeld, więc przewyższeń do pokonania było nieco więcej niż na falenickiej wydmie. Na dystansie długim w pionie było do zrobienia 500 m, więc całkiem sporo.

W sprincie i na długim zostaliśmy zmasakrowani przez rywali. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że była to czołówka światowa, a my na koncie startów mieliśmy 13 (ja) i 1 (Mateusz).

Trudnością było właściwie wszystko – brak kondycji, brak umiejętności poruszania się na biegówkach w tak trudnym terenie, braki nawigacyjne – naprawdę wszystko, czego potrzeba by być dobrym w tej dyscyplinie. Pokonanie trasy zajmowało nam około trzy razy tyle niż najlepszemu w stawce Bułgarowi Belomazhevowi Stanimirowi.

Dystans średni, który rozgrywany był dzisiaj poszedł nam nieco lepiej – taryfa Bułgara x2. Dziś mi się podobało bardzo. Spadło trochę świeżego śniegu, okoliczności przyrody były fantastyczne. Po kilku dniach prób lepiej nieco też wszystko funkcjonowało. Moją jedyną szansą na przedostatnie miejsce był zawodnik z Egiptu, ale po sprincie został zdyskwalifikowany, bo podbijał wszystkie punkty na jakie natrafił nie bacząc na właściwe. Niestety do dłuższych dystansów nie podszedł.

Nie zmienia to faktu, że bawiliśmy się przednio i z utęsknieniem czekamy na śnieg w Warszawie, by znowu pobiegać po lesie. Tylko czy się doczekamy…