Listopadowa hała

Frekwencja na Hale przeszła najśmielsze oczekiwania Krasnala. Z niezwykle kameralnej imprezy zrobiły się poważne zawody. Na starcie, w ubiegłą niedzielę, stanęło blisko 50 piechuro-biegaczy. Dużo. Biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie odbywała się niezwykle konkurencyjna impreza jaką jest Gezno. Nikt się nie spodziewał, że znajdzie się aż tylu śmiałków penetrowania Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. Bo odnalezienia były hały…

Do wyboru były dwie trasy. Krótka, która mierzyła 13 km. Zaś na długiej można było pobiegać około 30 km. Zawodnikom, którym udało się dojść do wszystkich punktów (względnie właściwych), taki dystans pokazywał się na liczniku.

Mapy pochodziły podobno z lat 80. XX wieku. Światła dziennego (publicznego) nie ujrzą, zgodnie z instrukcją. Zdradzić jedynie mogę, że była to mapa topograficzna. Nie do końca taka zwykła, bo trzeba było dopasować wycinki do pustych kwadratów na mapie głównej. Większość nieodgadniętych fragmentów była zrzutem lidarowym. Nieoczywistym, co oczywiste:-) Chwilkę zajęło zanim dopasowaliśmy. Na początku trasy spotkałam Przemka Witczaka, który wybrał lewoskrętny wariant. Prawie do końca przemierzyliśmy ją razem.

Jak na prawdziwą imprezę marszową (no trochę biegaliśmy) przystało, to było sporo stowarzyszy. Mało kto przeszedł trasę na „czysto”. Perfidne. Kroki trzeba było liczyć. Dokładnie nawet. Przez kilka lat zmieniły się np. granice kultur. Wykorzystał to Krasnal. Na żarty nabrało się wiele zespołów. Trudno przecież, żeby iglaki zagajnikowe były tej samej wysokości przez prawie 40 lat. Też się dałam nabrać. Później dopiero skorygowałam na karcie. Wróciłam na sam koniec do tego punktu.

Oto jeden z przykładów gęstego, standardowego lasu na mapie:-)

W terenie swój bieg zmieniły również strumienie. Mapa wskazywała jedno. Hałabała nastawiał tych lampionów kilka. Były po obydwu brzegach. Nie dość, że trzeba wybierać ten właściwy lampion. To pozostała jeszcze kwestia moczenia nogi na początku trasy.

Wierzę w siedmiokrotną inwentaryzację lasu przed wypuszczeniem nas na trasę. To się nazywa perfekcyjne podejście do sprawy. Co do milimetra. Był taki punkt Z. Podchwytliwy okrutnie. Tam poległa znaczna część zawodników. W tym również i ja. Stowarzysze uśpiły moją czujność. Jak teraz patrzę na mapę, no może i racja…  

Hałabała postarał się nie tylko o malowniczość krajobrazów na trasie. Było sporo podmokłych terenów, bagien. Jednak większość trasy można było pokonać suchą nogą. Zamówił Hałabała również piękną pogodę i słońce na deser. Idealna temperatura do biegania. Fantastycznie. Ustawił kilka punktów w jarach. Tam zawsze były poukrywane robaczywe hały (punkty).

W wyniku dogłębnego badania terenu przed zawodami, Hałabała wyszukał niezwykle ciekawe miejscówki.

Punkt L. Zapora na młynie.

Dwa punkty zostały ustawione na szczytach średniowiecznych grodzisk.

Zachodnie grodzisko to Stara Rawa, zaś Wschodnie to Dzwonkowice (czerwone kropki na mapie). Jak określił to Przemek: "Odwiedziliśmy 50% grodzisk z Doliny Rawki!" Jak to jest opisane w mądrych publikacjach, "prawdopodobnie osadnictwo w oklicach Starej Rawy należy do najstarszych na tym obszarze i przypuszcza się, że mógł tu funkcjonować gród książęcy".

Grodzisko w Starej Rawie. Źródło: OPENCACHING.pl

Na imprezach marszowych zawsze zastanawia mnie jedna kwestia: jak to się dzieje, że piechurzy wypadają relatywnie podobnie czasowo względem biegaczy? Cóż…jak ktoś chciał pobiegać, to brał co popadnie. Skrajnie, gdy ktoś chciał badać klasę kory na drzewach, to również był na to czas. W końcu rosło tam sporo drzew. Limit podstawowy został ustalony na 6,5h. Dla spragnionych penetracji, Hałabała stworzył możliwość badania lasu w lekkich i ciężkich, ale już ściemniających się minutach. Niektórzy korzystali. Na mecie co jakiś czas niecierpliwi pytali: Czy „Z Archiwum X” (nazwa zespołu) wróciło z lasu? Spragnionych weryfikacji kieruję do zapoznania się z wynikami. Znowu niezwykle spisał się nasz Krasnal Wspaniały. Nieśmiało wymuszając na organizatorze: Do zobaczenia w przyszłym roku! Na Hale, do zobaczenia!