Ale hała! Hałabała...

Odbyły się w ubiegłą niedzielę zawody niezwykle eksluzywne. Dla wybrańców. Dla wtajemniczonych. Premium i deluxe. Ale hała! się nazywają. Baza znajdowała się w Osieczku nad zalewem, niedaleko Grójca. 20 km i scorelauf. Tylko, że z tych 20 zrobiło się około 28 km. Na trasie spędziliśmy chyba 6h 45 min. Spędziliśmy, bo Janek Goleń zgubił kartę tuż po starcie i razem przemierzyliśmy trasę. Tempo zabójcze:-) Ale wiadomo stowarzysze i te sprawy. Grzało jak diabli.


Wiadomo Grójec, to mnóstwo sadów mijaliśmy/trawersowaliśmy. Jabłonie przeważnie. Wiosną musi tutaj być bajecznie. Ale wczoraj też nie było źle.


W tych sadach prócz owoców rośnie sporo kapliczek. Tutaj kazali podać datę z tej kapliczki. Tylko, że ona za ogrodzeniem...i ciężko było odczytać.


Właściwie nie wiadomo skąd wyrosły w jednej części mapy jary. Wystarczy nastawiać mnóstwo stowarzyszy w odnogach, zrobić lidara i od razu jest wielka frajda. Szczególnie, że dojścia do punktów to były mocno utrudnione. Kłodami usłane.

Ale hała! okazały się chałą zdecydowanie nie być. Profesjonalnie przygotowana mapa. Warstwicówka z kilkoma elementami lidarowymi do dopasowania. Format A-3. Wcale trywialne nie było. Otóż udało się złapać niejednego stowarzysza. Konwencja imprezy zbliżona do Jaszczura. Zadania specjalne do wykonania. Przeróżne. Przykładowe jedno: Jaki jest gatunek drzewa? Zadanie niby proste, a sprawiło trudność niektórym zawodnikom.


Przodem prze Janek Goleń. Profesjonalne zdjęcie wykonane pod słońce. Chodziło o te wysokie drzewa.


Na starcie padło pytanie: Czy jak ktoś się nie zna na drzewach, to może przynieść liść? No powodzenia:-) Powodzenia we wdrapywaniu. Bo to co było pod nim, to na nic nie wskazywało i do niczego się nie nadawało. Palmy nikt nie wpisał?

Wszystkim impreza bardzo się podobała: bo blisko od Warszawy, bo tereny bardzo ciekawe. Warto śledzić stronę organizatora, bo w planach są kolejne. Być może uda się zrobić grudniową edycję. Trzymamy kciuki:-)

PS. W regulaminie imprezy jako organizator widniał Gniewosz Hałabała. Czyli kto się pytam? W naszym wesołym samochodzie jechały osóbki z pokoleń rożnych: znały Hałabałę z książek, z wersji telewizyjnej lub wcale (czyli: ja). Śmiechu było co niemiara. Bo mnie dręczyło pytanie dlaczego przez samo "h" nazwę imprezy się traktuje. Na starcie przywitał nas oczywiście krasnal. W lesie można było znaleźć aż 26 hał. Tak te hały wyglądały:-)