Pomerania O-Festival

W dniach 31.05-03.06.2018 za sprawą Pomorskiego Klubu Orientacji Harpagan odbył się w okolicach Gdańska 4-dniowy Pomerania O-Festival, gdzie dla chętnych były przygotowane liczne starty na orientację: 5 etapów Rowerowej Jazdy na Orientację (Puchar Polski, Mistrzostwa Polski, Ranking Światowy Weteranów) oraz 3 etapy Biegu na Orientację. Na stronie zawodów można było znaleźć informację, że dla na zawodników czekają "ciekawe techniczne trasy na aktualnych mapach". I tak było w rzeczywistości.

Pierwszy dzień to etap rowerowy na dystansie klasycznym w Bąkowie, na którym były do rozdania medale Mistrzostw Polski. Ja za bardzo nie liczyłem na wysoką lokatę, ale to jest sport. Mapa A3, co daje lepszą jej czytelność, ale również więcej składania w przypadku mniejszych mapników (ja na szczęście nie mam tego problemu). Już na starcie widać, że nie będzie lekko - cała mapa usłana poziomicami i różnymi elementami wodnymi (jeziorka, bagna, itp). ale jest też to co mi odpowiada najbardziej - dużo PK i duża wariantowość przejazdów. Pierwsze kilometry pokazują, że przebieżność jest w miarę zgodna z rzeczywistością i trasa jest dosyć szybka, chyba, że natrafi się na jakiś większy podjazd (w moim przypadku ta sama ścieżka do PK 6 i 14, gdzie jednak było pchanie roweru). Do tego trasa bardzo malownicza co daje dodatkową przyjemność z jazdy. Wyjątkowo jakoś nie robię większych błędów i po wdrapaniu się do wspomnianego PK 14 uznałem, że chyba lepiej będzie pojechać trochę naookoło, ale główną drogą, więc nie pozostało nic innego jak zjechać po ścieżce, którą wdrapywałem się 2 razy. A zjazd był tam już na pograniczu downhillu, czyli bardzo szybki. Trasa wyszła super, ciekawe czy wybierałem warianty przewidziane przez budowniczego, a w wielu miejscach było tych wariantów aż nadto (i dobrze!). Trzeba było dokładnie czytać mapę i jechać bardzo uważnie bo łatwo o pomyłkę, a nadprogramowy podjazd to zawsze strata czasu i sił. Na mecie miła niespodzianka dla mnie - 2. miejsce i jednak zdobyłem indywidualny medal. Na mecie oprócz wody czekało na zawodników również ognisko z kiełbaskami.

Kolejny dzień to dwa starty. Rano dystans średni. Ten sam teren co na dystansie klasycznym, czyli sporo przewyższeń. Mapa pokazuje, że nie będzie łatwo. Przy dojeździe do PK 2 natrafiam na błąd mapy - brak ścieżki (nie była widoczna z innej drogi). Tracę przez to sporo czasu i w efekcie jadę trochę poza mapą wzdłuż linii wysokiego napięcia. Kolejna strata w drodze do PK 4. Teraz na spokojnie patrząc na mapę widzę, że to ja za wcześnie skręciłem i wylądowałem przy PK 5. Czas leci i szybka decyzja - rower na plecy i na skróty do PK 4, który jest gdzieś niżej, a później powrót tą samą drogą do PK 5. Dalej już jazda bez większych wpadek i jak przystało na dystans średni - trasa trudna technicznie, ponownie duża wariantowość, dużo PK. Jest przyjemność z jazdy :)

Po południu sprint w nowym miejscu w Otominie. Startowałem w swojej grupie jako pierwszy. Nie lubię takich sytuacji, gdy wszyscy mnie gonią, ale wyjątkowo tym razem wylosowałem szczęśliwy los ponieważ na niebie zbierały się deszczowe chmury i pierwsze PK miałem jeszcze na sucho. Sprint taki jaki powinien być - szybkie ścieżki, szybkie podejmowanie decyzji którędy pojechać, do tego kilka wariantów przejazdu między PK. Czyli to czego zabrakło tydzień wcześniej w Zdzieszowicach. Spory błąd zrobiłem po odjeździe z PK 15. Za wcześnie skręciłem i na szczęście wcześnie spojrzałem na kompas, który wskazywał mi co innego niż wynikało mi z mapy. Pierwsze stwierdzenie - kompas się popsuł. Ale zaraz, jak kompas może się popsuć??? To ja zepsułem przejazd. Szybki powrót w miejsce gdzie nastąpiło "gubienie się" i dalej było już bez problemów. Może inaczej - problem był innej postaci. W międzyczasie zaczął padać deszcz, który w lesie za bardzo mi nie przeszkadzał, ale zaczęły moknąć okulary i lepiej było je gdzieś schować. Po dojechaniu do mety lunęło już porządnie, więc niestety warunki do jazdy nie były dla wszystkich równe. Na szczęście opad nie trwał zbyt długo. Po odczycie chipa okazało się, że jest rzadko spotykana sytuacja - na pierwszym miejscu są dwie osoby z identycznym czasem, a ja jestem jedną z nich. Pomimo kilku błędów w końcu udało mi się wygrać chociaż jeden etap. W centrum zawodów tradycyjnie było ognisko z kiełbaskami.

W sobotę kolejny start, dystans klasyczny w Otominie. Ten etap zaliczany był do World Master Series, więc na starcie pojawiła się większa grupka weteranów z zagranicy. Nie było ich za dużo, ale i tak zrobiło się międzynarodowo. Znów mapa A3, znów wiele PK i wariantowości. Trasa cięższa niż pierwszego dnia ponieważ wiele dróg było piaszczystych, a tego nie widać wprost na mapie. Trasa ciekawa, ale mi jakoś brakowało sił, zwłaszcza na podjazdach (najbardziej dał w kość podjazd 10-11 oraz dwukrotnie piaszczysty do jednego z punktów z wodą). Dalsza lokata, ale ponownie była przyjemność z jazdy. Tego dnia odbyła się również dekoracja 3 poprzednich etapów. Tylko dlaczego za miejsca na podium 1. etapu, czyli za Mistrzostwa Polski na dystansie klasycznym były tylko dyplomy? Czyżby medale nie dojechały?

Ostatni dzień to start na dystansie średnim. Start w Otominie, ale sporo jazdy było też w kierunku wcześniej znanych terenów Bąkowa. Początek to coś w rodzaju sprintu w okolicach jeziora. W tym przypadku trochę mapa przeszkadzała - kilka kresek łączących kółka kolejnych PK zasłaniało ścieżki. Ponownie trasa szybka i wymagająca szybkich decyzji i cały czas koncentracji. Sporym wyzwaniem było wybranie optymalnego przejazdu 15-16. Z 14 do 15 był stromy zjazd kilkoma ścieżkami prawie nad brzeg jeziora. Teraz na spokojnie to należało chyba od razu wrócić na górę na ścieżkę, na której stał PK 14 i PK 16. ja wybrałem inny wariant - zacząłem lub raczej próbowałem jechać tuż nad jeziorem. Nie dało się, same korzenie, wieć szybko przemieściłem się na niewiele wyżej położoną ścieżkę i po kilku zakrętach zdecydowałem się na przedzieranie się przez las do góry. Tam spotkałem Tomka, który startował 3  minuty wcześniej i razem udaliśmy się do PK 17. Trochę dziwne miejsce było wybrane na ten PK, ścieżki to raczej pozostałości po wyrębie lasu z mnóstwem gałęzi i na dodatek nigdzie nie widać lampiona. Szybko zebrała się grupa 6-7 osób i zaczęło się "czesanie lasu". Tylko zaraz, my byliśmy z rowerami, jakie "czesanie"? To nie biegi. Na szczęście ktoś szybko odszukał PK (pomiędzy drzewami, gdzie brak widocznej ścieżki) i szybko do mety (łatwo powiedzieć, jeszcze trzeba się wdrapać na górę po ścieżce, która dzięki licznym gałęziom raczej nie pomaga). Trasa była fajna poza tym jednym babolem na sam koniec. Później okazało się, że ten PK stawiał ... biegacz i postawił go zgodnie z otrzymaną mapą, bez zastanowienia się, że ludzie poruszają się rowerami. Ten etap również był zaliczany do World Master Series i niestety czołowe miejsca przypadły zawodnikom z zagranicy. 

Podsumowując cały Festiwal - bardzo udane zawody, ciekawe trasy, dużo PK na trasach, dużo wariantowości. Duże brawa dla Organizatorów. Dodatkowo dopisała pogoda (no może poza sprintem). Na takie zawody chętnie się jeździ nawet przez pół Polski. Na stronie zawodów są dostępne zarówno wyniki jak i międzyczasy. Ciekawe czy pojawią się też zdjęcia? I co z medalami za klasyk? W załączniku skany map tras K21 i M40.
Na początku wspomniałem, że były też 3 etapy biegowe oraz ostatniego dnia Harpuś, ale nie startowałem w nich, więc tak tylko informacyjnie. 
 

AttachmentSize
PDF icon mapy_M40_Gdańsk.pdf3.37 MB

Comments

Super, że są mapy - dzięki

Super, że są mapy - dzięki Adam. Teren ciekawy, trasy też, już wiem czemu organizator ich nie publikuje na swojej stronie - nie dlatego, że będzie je chciał wykorzystać w przyszłym roku.