Którędy na Krzywopłoty?

Moim marzeniem był start w długodystansowym narciarskim biegu na orientację. Problem w tym, że takich zawodów nikt nie robi w Polsce. I trzeba sobie takie zorganizować. Okazja wyśmienita. Cztery Żywioły i w ofercie trasa piesza długości 50 km. Tylko, że do tych butów, to sobie doczepiłm biegówki. Bydlin. Okolice bajeczne. Sporo śniegu. I ten unoszący się szary smród. Jeszcze do teraz czuję gorycz w buzi. Palą śmieciami, to się człowiek nawdychał dziadostwa (jakby w Warszawie takich atrakcji nie było:-)).

Scorelauf. Pierwszy punkt gładko. Właściwie za tłumem. Dobra, to namierzam się na drugi. A tu  niespodzianka. Bo nie mam czym. Kompas zniknął w czeluściach śniegowych. Latem na pewno sie znajdzie. Perpsektywa robienia w samotności i po ciemaku końcówki trasy wydała się jakoś dziwna. Trudno. Trzeba liczyć na inteligencję, którą można spokojnie przyrównać do pomysłu startu w takiej formule. 

Niby ciepło. Blisko zera. Ja tam jak zwykle ubrana jak Rumun wybierający się do RPA. A w plecaku namiot, suszarka...wszystko może się przydać:-) W końcu rajd. Kask na biegówkach w moim przypadku to wyposażenie obowiązkowe. A jego wzięcie całkiem uzasadnione było. Bo trasa wygladała rozmaicie. Od asfaltu, po zażużlowane drogi, oblodzone drożyny, pulpy z liśćmi. Podejścia do punktów to też przeróżne były. I takie z kamieniami i takie bez. Względnie wszędzie dało się wjechać, a właściwie doczłapać. Prezentacja poniżej.

Przelot z punktu K na H.

Wlazłam tam na nartach:-) Punkt H.

Gdzieś po drodze. Między C a F.

Uwielbiam biegówki po ciemku. Kompas jak widać nie był potrzebny:-) Dojście do ostatniego, czyli punktu B.

Finalnie to byłam wolniejsza niż piechurzy. No nie dało rady inaczej. Jedynie może na otwartych przestrzeniach miałam przewagę. Taka ciapa miejscami z tego śniegu, co chwila się zapadałm. Ale były fragmenty, gdzie nawet łyżwą się dało. Po oblodzonych drogach w szczególności. Niby z górki miało być przyjemnie. Ale takie przyjemności to na drzewach się kończyły. Nogi na zjazdach, to w większym napięciu były niż w jakiejkolwiek innej pozycji. No ale takie wyjazdy uczą. Okazało się, że jestem wyśmienitym żużlowcem. Doskonale jeżdżę na biegówkach po asfalcie. I nauczyłam się odmieniać przez przypadki Wolbrom. Wcale nie porysowałam sobie nart i wcale nie kupię sobie nowych:-) Nie udało się ich złamać.

A tak wyglądała mapka TP50.

Opuściłam punkty L, Ł, M.

Nie mierzę się. Miało być TP50. No ale wyszło TN około 40 km. Czas 10 h 10 min. Opuściłam trzy punkty. A było ich piętnaście. W limicie 12 h nie dałabym rady zrobić całości zgodnie z pierwotnym założeniem. Przecież musiałam zachować siły na niedzielny start w najważniejszych zawodach sezonu, czyli MWiM w NBnO:-)

"Najpierw podbij punkt, a później wrzucaj zdjęcie na fejsa:-)"-MZ

Zawody (moja wycieczka) były fajne. A ja jestem najfajniesza na świecie:-)

PS. Historia dojazdu do Bydlina zasługuje zdecydowanie na oddzielną opowieść pt. "Jak nie zapłacić za przejazd PKP do Krakowa, jak wyłączają się latarnie o północy na wygwizdowiu i zupełnie niezasadnie zatrzymuje się samochod w tym środku niczego i jak zostać obdarowanym na końcu różańcem (takim koralikowym)"...

 

Komentarze

chylę czoła !

chylę czoła !